Jak to się zaczęło
Zaczęło się skromnie… Pod wpływem Krzyśka, od jakiegoś czasu biorącego udział w zawodach MTB, Jaruś postanowił przygotować do najbliższych zawodów Rudą. Przygotował jej rower, opracował i zrealizował plan treningowy, zakupił odpowiedni przyodziewek iiiiii ruszyliśmy do Morzyczyna, przy okazji zabierając też Nadię, której rower również został na tę okazję wyrychtowany. Te pierwsze zawody zaowocowały zawiązaniem klubu, gdyż Jaruś orzekł, ze nigdy więcej Rudej samej w trasę nie puści. Ukończyła zawody na 6 miejscu w swojej kategorii, niemiłosiernie poobijana, z rozharataną dłonią, w którą wbiła się manetka i na rowerze posklejanym plastrami przez miłosiernych Diabełka i Aniołka, którzy później do eskortowali ją do mety (co uwidocznione jest na zdjęciu). Ten wypadek na dość długo wyeliminował Rudą z treningów rowerowych, więc żeby nie tracić kondycji zaczęli biegać i po kilku miesiącach mozolnych treningów w lutym wystartowali w biegu im. J. Kortza. Namówili do startu Gęstego i Marka . Tam spotkali zapaleńców w bardzo różnym wieku, więc zaagitowali Mamę (tj. wjechali jej na ambicję), żeby też założyła buty biegowe. Wkrótce do ekipy biegających w rodzinie dołączyła Didi, która po miesiącu treningów wystartowała z Markiem w Grand Prix o Puchar Prezydenta Miasta Szczecina. W międzyczasie były kolejne biegi Kortza z udziałem Krzysia i Renaty, no i ukoronowanie dotychczasowej działalności klubu- bieg transgraniczny (na który Mama została zapisana podstępnie, po kilku zaledwie treningach). Wracając do rowerowej historii klubu trzeba dodać, że członek specjalny, czyli Nadia w swojej kategorii zajęła I miejsce, a Ruda miesiąc po swojej kraksie wystartowała w zawodach w Międzyrzeczu (tym razem już z Jarusiem) i nieco zdezorientowana znalazła się na podium, co także jest udokumentowane na zdjęciu. Po paru miesiącach intensywnych zajęć niektórzy członkowie klubu postanowili włączyć do treningów pływanie, aby spróbować w przyszłym roku swoich sił w triathlonie…